To były piękne lata

Marcel Kotwica wspomina sześć lat spędzonych w szatni Żubrów. Zapraszamy na rozmowę z naszym byłym już zawodnikiem. Marcel, o tym, że ta rozmowa wcześniej czy później będzie nas czekać wiemy od kilku tygodni, kiedy to skorzystałeś z możliwości podpisania kontraktu z nowym klubem po tym jak to zakończenia umowy z Puszczą zostało Ci kilka miesięcy. Okazało się, że Stal Rzeszów i Puszcza doszły do porozumienia co oznacza, że wcześniej przeniesiesz się na Podkarpacie. Marcel Kotwica: Cieszę się, że kluby się porozumiały. To uwolni moją głowę. Będę mógł się skupić na nowych celach i wyzwaniach. Sytuacja była przez chwilę nie pewne, ale do końca pracowałem z zespołem. Oczywiście, z wielką przykrością przychodzi moment. Kiedy opuszczam miejsce w którym spędziłem 6 lat. Zaczynam nowy etap, lubię wyzwania, więc jestem z tego powodu szczęśliwy.
Pamiętasz pierwsze wejście do szatni Puszczy? Tak pamiętam! Wydaje mi się, jakby to miało miejsce parę miesięcy temu. Szatnia znajdowała się tam, gdzie teraz jest szatnia zespołów przyjezdnych. Przyjechałem z jedną torbą, obok mnie wchodził Krysiek Zaremba. To była zima, sporo nowych twarzy w drużynie. Od tego czasu wiele się zmieniło. Mieliśmy kilku trenerów, spora grupa piłkarzy się przewineła, zupełnie inaczej funkcjonował też cały klub. To była inna rzeczywistość. Mamy początek 2014 roku, klub choć w pierwszej lidze wyglądał zdecydowanie inaczej, ba! Ty wyglądałeś zupełnie inaczej bo miałeś przecież wtedy ledwie 22 lata. Pamiętam starą trybunę! Ciężko to teraz sobie wyobrazić, że wtedy też graliśmy w pierwszej lidze. Ten klimat i duch klubu się jednak nie zmienił, mimo, że Puszcza zrobiła ogromny postęp. Pewne wartości są zachowane od samego początku. Z obecnej szatni Puszczy, spotkałeś tam wtedy… Michała Mikołajczyka i Longinusa Uwakwe Zgadza się. Zostają Miki i Longi. Przyszli pół roku wcześniej niż ja. Z tamtego okresu zostało już tylko ich dwóch. Taka jest kolei rzeczy w tym zawodzie. Fajnie, że dalej tu są i będę trzymał za nich kciuki. Niech grają jak najdłużej, bo to wartościowi piłkarze. Nie jest tajemnicą, jesteście z Michałem Mikołajczykiem przyjaciółmi, jego zdanie miało również wtedy wpływ na Twoją decyzję żeby przyjść do Niepołomic? Tak. Od Mikiego mogłem się sporo dowiedzieć. Wcześniej też graliśmy razem. Łatwiej było mi wejść do szatni, bo znałem też Mateusza Cholewiaka, dzisiaj piłkarza Legii Warszawa! To też jest niesamowita historia, jak ten stary stadion, który tu kiedyś stał. Wchodząc tutaj nie czułem się obco. Od początku dobrze się tutaj zaaklimatyzowałem, więc może dlatego, długo jak na piłkarza grałem w Niepołomicach. Pierwszy sezon trudny, Marcel Kotwica utrzymał passę spadku z kolejnym zespołem wówczas wyglądało to na jakieś fatum. Przychodząc do Puszczy chciałem przerwać passę spadków, które gdzieś nade mną wisiały, ale za pierwszym razem się nie udało. Spadliśmy wtedy do drugiej ligi, ale nadarzyła się szansa, żeby wrócić i jak widać dokonaliśmy tego. Sezon później równie w ogromnym stresie i męczarniach utrzymaliście drugą ligę, ale jak już passę przerwałeś to nigdy nie wróciła. Do dzisiaj wspominamy mecz w Sosnowcu. My potrzebowaliśmy remisu do utrzymania, a oni remisu do awansu do Ekstraklasy. Mecz skończył się 0-0 (śmiech). To zadecydowało, że zostaliśmy wówczas w drugiej lidze, a później było już zdecydowanie lepiej. Liczbowo Twój najlepszy sezon to ten w którym Puszcza wróciła do pierwszej ligi i robiła furorę w pucharze Polski, w Twojej ocenie, też ten wspominasz najlepiej? Ogólnie podsumowując cały pobyt, to te mecze pucharowe, awans do pierwszej ligi. To są te najpiękniejsze momenty. Było o nas głośno, mogłem w tym wszystkim uczestniczyć. Nawet słabsze okresy, kiedy nie grałem czy siedziałem na trybunach spowodowały, że zahartowałem się i dzisiaj mogę spełniać kolejne marzenia i cele. To wszystko składa się na to, że jestem szczęśliwy, że to wszystko miało cel i pozwoliło mi zebrać bezcenne doświadczenie. Przeżyłeś tu kilka chwil, które są historią klubu, powrót do 1 ligi, dwa ćwierćfinały PP, pierwsze mecze przy K2 przy oświetleniu… Życzę Puszczy jak najlepiej. To dla mnie sporo znaczy, że mogłem się w jakiś sposób zapisać w historii i być częścią tych najważniejszych chwil, chyba w całej historii klubu. Mam nadzieje, że takie chwile tu wrócą. Mi nikt już tego nie zabierze. Dodało mi to pewności siebie i satysfakcji. Pierwszy w historii komplet widzów przy K2, mecz dnia w Polsacie Sport i na mecz z Legią Warszawa w opasce kapitana Żubry wyprowadza… Marcel Kotwica! Nie spodziewałem się tego. Była to duża sprawa, chociaż szkoda mi się zrobiło Mikiego, bo wiedziałem, że bardzo chciał w tym meczu grać. Na szczęście pojawił się na murawie. Dla mnie nie robiło większego wrażenia czy miałem opaskę czy nie. Plaster na ręce o niczym nie świadczy, bardziej liczy się dla mnie postawa na boisku i poza nim.
Dzisiaj możemy zdradzić kibicom jeszcze jeden z sekretów! Po porażce to najczęściej ty, albo Michał Mikołajczyk stawałeś przed mikrofonami i tłumaczyłeś się kibicom! To nie jest przyjemnie po porażce wyjść i rozmawiać z kimkolwiek. Czujesz się zdenerwowany i jakoś te emocje trzeba opanować. Przez porażki też można się wiele nauczyć. Sport jest taki, że nawet dając z siebie wszystko można przegrać. Ważne żeby wtedy patrzeć do przodu i robić swoje. Porażek nie wolno się wstydzić, a mogą spowodować, że jeszcze lepiej się rozwijamy. Raz nawet przypadkowo burę dostałeś od trenera, bo zły plik wrzuciliśmy do sieci, ale to nie zmieniło twojego podejścia i dalej czułeś się odpowiedzialny za tę drużynę! Była taka sytuacja! (śmiech). Pod wpływem emocji można powiedzieć za dużo! Trener był wyrozumiały, zrozumiał, że to może się przydarzyć, ale na szczęście nie było z tego konsekwencji, było tylko trochę szydery, że razem wylądowaliśmy na dywaniku! Jak wszędzie miałeś lepsze i trudne momenty, ale nawet jak przez kilka tygodni oglądałeś mecze z pespektywy trybun, to jednak nie dąsałeś się, nie stroiłeś fochów tylko zawsze byłeś do dyspozycji trenera. Te sytuacje spowodowały, że dzisiaj odchodzę zadowolony i szczęśliwy. Nie ukrywam, że złość się pojawiała, ale frustrację chciałem wykorzystać w inny sposób. Nie poświęciłem energii na narzekanie tylko na pomoc zespołowi. Wspierałem chłopaków, starałem się nie obrażać, tylko zadawałem sobie pytanie co mogę poprawić, żeby grać, a nie siedzieć na trybunach. Jak widać opłaciło się to. Jestem z siebie dumny, nie boję się tego powiedzieć, że miałem tyle cierpliwości, żeby to wszystko wytrzymać. Wyszło mi to na dobre. Twój kolega z drużyny Mateusz Cholewiak wylądował właśnie w wieku 30 lat w Legii. Mam nadzieję, że nie tracisz ambicji i nadal wierzysz, że jeszcze zagrasz w najwyższej klasie rozgrywkowej! Jeśli już tak rozmawiamy, to moim marzeniem i motywacją jest gra w ekstraklasie. To mi daję siłę, kiedy mam trudniejszy moment. Historia Mateusza pokazuje, że marzenia można spełniać. Uważam, że ze Stalą Rzeszów ja to marzenie mogę spełnić. 151 meczów i 7 bramek. Oprócz tych meczów o których wspominaliśmy, masz jeszcze taki, który będzie długo wspominał! 151 meczów to bardzo fajny dorobek. Zdrowie też mi w miarę pozwalało wykręcić taki wynik. Kontuzja była może jedna poważniejsza. Co do meczu, który mi utkwił w pamięci, to było ich kilka. Ale pierwszy który mi się przypomina to sparing. Mocno przygotowaliśmy się do ligi, nie pamiętam już czy do pierwszej czy do drugiej ligi ale to był sam finisz przygotowań. Graliśmy wówczas z trzecioligowcem na boisku Piłkarza Podłęże. Chyba to był mecz z Sołą Oświęcim. Pamiętam reakcję trenera Tułacza po meczu jak przegraliśmy. Trener zdezorientowany co się dzieje, my dostajemy „w łeb” z trzecioligowcem, wchodzimy do szatni cali czerwoni, spaleni ze wstydu, bo za kilka dni gramy o punkty, a nie istnieliśmy wówczas na boisku. Nie raz sobie to wspominamy. Warto też wspomnieć dwa ligowe. Pierwszy z Mielcem, siedziałem akurat na trybunach, ale to pamiętne 3-3 w doliczonym czasie gry, Mateusz Cholewiak w bramce Stali to było coś niesamowitego. No i pierwsza wygrana trenera Tułacza i nasze zwycięstwo 5-4 z Polonią Bytom na wyjeździe. To był naprawdę szalony dzień. Hat-trick Mateusza Brozia i głowa Adriana Gębalskiego w samej końcówce. Tak na szybko to chyba, te są dla mnie szczególne pamiętne. Takie mecze budowały szatnię i ducha drużyny. Aaaa! Jeszcze przypomniał mi się mecz pucharowy z Ostrovią kiedy przegraliśmy w pucharze, wtedy też powrót do Niepołomic był pamiętny i mało przyjemny. W głowie mam też, te mecze kiedy w kluczowych momentach Michał Czarny zdobywał bramki głową, albo Piotrek Stawarczyk strzelał pewnie rzuty karne i dawał nam wygrane w końcówce. Tych chwil jest naprawdę bardzo wiele! Ludzi, których poznałem przez te lata i historii jest niezliczona ilość. Ta liczba meczów jest też tak dobra, bo w zasadzie omijały Cię przed cały okres w Puszczy poważniejsze urazy. Kontuzje mnie omijały. W piłce ważne jest żeby zachować systematyczność i mnie się to udało. Poza barkiem to nie miałem większych urazów. Tak to tylko takie typowo piłkarskie, krótkie dolegliwości. Mam nadzieję, że to zdrówko nadal będzie mi dopisywać. Nie jest tajemnicą, że razem z żoną mieszkacie w Niepołomicach, przecież ty się czujesz niepołomiczaninem pewnie nie mniej niż mieszkańcem swojej rodzinnej miejscowości. Łatwo będzie zostawić drugi dom? Czuję się już niepołomiczaninem. Zdecydowaliśmy się tu z Żoną zamieszkać. Przez tyle lat poznałem masę fajnych wartościowych ludzi tutaj. Wiem, że nadal będę mógł na nich liczyć. Miasto bardzo mi się podoba, jest inaczej niż w innych miejscach gdzie mieszkałem. Spełnia wszystkie nasze oczekiwania i potrzeby. Zakochaliśmy się w Niepołomicach i uważamy że to świetne miejsce do życia. Gdybyś dzisiaj miał możliwość rozegrać, któryś z tych 151 meczów jeszcze raz i mieć szansę zmienić wynik, to które byłoby to spotkanie? Są takie dwa, ale jeden szczególnie. Oczywiście fajnie by było pokonać Legię, ale największy niedosyt mieliśmy po Miedzi Legnica w ćwierćfinale Pucharu Polski. Mieliśmy ogromne nadzieje związane z tym meczem. Podchodziliśmy do tego meczu jako do pojedynku dwóch równych siebie rywali. Po tym meczu długo nie czułem się dobrze. Półfinał mieliśmy na wyciągnięcie ręki, a wówczas wszystko mogłoby się jeszcze zdarzyć i naprawdę ten finał na Stadionie Narodowym mogliśmy wówczas osiągnąć. Z Jagiellonią na którą trafiła mieć byśmy wygrali, w finale była Lechia, którą raz udało nam się przejść i wtedy bylibyśmy zdobywcami Pucharu Polski! Czas na puentę i pytanie o przyszłość. Stal Rzeszów nowy cel i pewnie walka o awans jeszcze w tym sezonie o 1 ligę. Bardzo bym tego chciał, żeby przyjechać tu w przyszłym sezonie w pierwszej lidze ze Stalą Rzeszów. Tego spotkania w pierwszej lidze, szczególnego dla mnie sobie życzę. Fajnie by było teraz awansować, ale Stal ma projekt długofalowy, więc mam nadzieję, że szybko będziemy świętować kolejne awanse. Zrobię wszystko by pomóc im w tym celu. Dużą nobilitacją dla mnie jest to, że Stal tak bardzo chciała, żebym już teraz dołączył do drużyny. Mogę obiecać, że tak jak to miało miejsce tutaj w Niepołomicach, tak i w Rzeszowie w każdym meczu będę dawał z siebie wszystko. Mam nadzieję, że zagram na K2 w pierwszej lidze, ale już w innych barwach. rozmawiał Marek Bartoszek